środa, 1 maja 2013

Black heels

                                                   (ZARA Heels)

Jestem posiadaczką niskiego wzrostu. Jedni uważają to za zaletę, a inni wręcz przeciwnie. Od kiedy pamiętam nie lubiłam mojego wzrostu, a świat mody umie pogrążyć jeszcze bardziej w takich kompleksach. Ok, wiem, że zabrzmiało to głupio, jakbym nie miała własnego mózgu i żałośnie dążyła za jakimiś kanonami mody z okładek czasopism. Jednak to nawet nie o to chodzi. Po prostu trochę irytujące jest być jedną z najniższych, choćby w gronie znajomych. W każdym razie, jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że jedynym wyjściem z takiej (niekorzystnej dla mnie) sytuacji  są buty na obcasie.


 Wszystko by było okej, gdyby nie to, że chyba odziedziczyłam po mamie (wraz ze wzrostem) niechęć do takich butów. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdy pierwszy raz wyszłam w koturnach. Nie będę ukrywać, że to był horror. Szczególnie, że musiałam w nich spędzić sześć godzin, bo nie wzięłam żadnych balerinek na przebranie. Oczywiście potem przez kolejne kilka dni chodziłam jak sparaliżowana i każdy krok przypominał mi o tych nieszczęsnych butach. Następne dwie pary były zdecydowanie wygodniejsze. Może dzięki temu, że: pierwsze nie były bardzo wysokie, a drugie były zabudowane. Jednak chęć posiadania pięknych, eleganckich szpilek była silniejsza od nieprzyjemnych wspomnień. Trzy dni egzaminów i trzy dni chodzenia do szkoły i z powrotem. Przyznam, że o ile te dwa pierwsze dni nie sprawiły mi żadnego problemu i cieszyłam się, że wreszcie odgoniłam tę klątwę, to niestety trzeci dzień już do łatwych nie należał. Przynajmniej teraz wiem, że muszę się małymi krokami zaprzyjaźniać się z owymi butami, a nie skakać od razu na głęboką wodę. Może kiedyś dojdę to perfekcji :)
  
                          photo by Pela